👉Jesteś wszystkim, czego pragnę
👉Katarzyna Misiołek
👉Wydawnictwo: Filia
„Nie oceniaj książki po
okładce” – to najlepsze określenie, na temat książki, którą niedawno
skończyłam.
Carla, włoska
skrzypaczka, która przyjechała wraz z mężem do Polski, jest ofiarą przemocy
psychicznej i fizycznej ze strony swojego męża. Pewnej nocy postanawia uciec od
swojego oprawcy i zacząć żyć od nowa na własną rękę. Poznaje Michała, lekarza,
który wrócił z misji w Bejrucie. Wraz z żoną oczekują dziecka, które jak się
szybko okazuje, ani dziecko, ani żona już nie są jego. Oboje po przejściach.
Oboje bardzo skrzywdzeni przez życie. Czy odnajdą siebie i miłość? Oj tak,
nawet bardzo szybko.
Niestety z żalem serca
muszę napisać, że książka kompletnie mnie nie porwała. Okładka mnie oczarowała
i kupiłam ją od razu, jak się później okazało, historia nie była tą, której bym
oczekiwała. Dla mnie była to historia stricte covidova, napisana pod czasy i
sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. Więcej w niej było wzmianek o Covid -19 niż
o faktycznych problemach, które powinna poruszyć. Dla mnie trochę takie
wykorzystanie tematu na topie, by coś napisać. Książka ma być dla mnie ucieczką
od rzeczywistości, niestety tutaj tłem wydarzeń była aktualna sytuacja epidemiologiczna.
Dodatkowo bardzo zraziło mnie do całej historii to, że tematy bardzo ważne,
szczególnie z kobiecego punktu widzenia, zostały potraktowane po macoszemu.
Kobieta, która ucieka od męża oprawcy i chce zmienić swoje życie, nie zakochuje
się w sekundę w innym mężczyźnie i nie rzuca mu się w ramiona z pełnią
zaufania. Przemoc psychiczna, jak i fizyczna są bardzo ważnymi problemami,
które autorka umniejszyła do rangi zgubienia jednego z wielu tic tac- ków na
poczet bardzo banalnej historii miłosnej.
„Jesteś wszystkim, czego
pragnę” była dla mnie na wskroś banalna i przewidywalna. Emocje i uczucia
bohaterów były zwyczajne i szybkie, nie wprawiały w zadumę, czy melancholię.
Niektóre z dialogów nie wnosiły zupełnie nic do całej fabuły, wręcz bym
powiedziała, że były zbędne. Pewne sytuacje, jak chociażby przyjazd Michała z
aktualną partnerką do rodziców (wciąż) żony, były dla mnie wręcz groteskowe.
Byłam
przygotowana na znacznie więcej emocji, wrażliwości i głębszych portretów
psychologicznych bohaterów, którzy zostali maksymalnie spłyceni. Jedynym
zwrotem akcji był fragment, w którym mąż – oprawca powraca i jak szybko się
pojawia, tak szybko znika. Mogę śmiało powiedzieć, że książka mocno mnie
rozczarowała. Nie była tkliwą historią miłosną, bo coś tam głębszego się w niej
rysowało, ale zdecydowanie była emocjonalnie banalna.