👉Chwała meksykańskim zakonnicom
👉Barbara Kwinta
👉Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
„Pewnego razu, setki lat temu, w dalekim Meksyku, rozmodlone zakonnice pichciły napój z ziaren kakaowca. Któraś roztargniona duszyczka pomyliła słoik z przyprawami i zamiast chilli wsypała do wielkiego kotła cukier. I tak powstała czekolada”.
Słodycz, która pomaga na złamane serce, rozdartą duszę.
Niebo w gębie, które jeśli jesteś na diecie, oddala Cię od Twojego celu z
szerokim uśmiechem na ustach. Wyzwala endorfiny i poczucie winy. To najlepsza przyjaciółka nie tylko kobiety,
która jak mały demon siedzi Ci na ramieniu i szepcze do ucha „ostatnia kostka”.
Ile trzeba kobiecie, by w sekundę wywróciła swoje życie do
góry nogami? Powiem Wam, że niewiele, zwłaszcza jeśli człowiek nazywa się
Emilia Karska wnuczka Zofii Kotomskiej. Jedna zrewolucjonizowała kobiecą modę,
druga własne, dotychczas poukładane życie. Tej wciąż żyjącej niestraszne są
konsekwencje związane z pozostawieniem narzeczonego na lodzie w dniu ślubu ani
z porzuceniem caaaałego klanu Vilisów. Emilia Karska kobieta, której w momencie
życiowej porażki nie opuszcza dobry humor, a ucieczka do rodzinnego domu
okazuje się początkiem zupełnie nowej drogi w życiu uciekinierki. Główny
copywriter, mistrzyni wielu kampanii reklamowych, postanawia rzucić wszystko i
powrócić do babcinej pasji, czyli Jaskółek. Zapewniam Was, że ta dziewczyna
zostanie modowym ornitologiem.
Odkąd zobaczyłam tytuł i opis tej książki, byłam święcie
przekonana, że pewnie chodzi o podróż głównej bohaterki do Meksyku i
poszukiwanie w nim siebie, i leczenie ran. Jakie było moje zdziwienie na
koniec. Przekonajcie się sami. Tak dobrej książki, która wodzi za nos
czytelnika do samego końca i, z której można tak wiele wynieść, nie czytałam
dawno. Zamknęłam książkę i wiem, że ja tej postaci potrzebuje! Pani Basiu, osobiście poproszę o więcej Emilii Karskiej.
Ta książka jest majstersztykiem, jest dopracowana, jak
najdroższy żakiet babci Zosi. Postaci stworzone są tak dobrze, że czytelnik
jest w stanie poczuć się, jakby stał obok każdej z nich i bezpośrednio
uczestniczył w wydarzeniach. W tej książce i jej bohaterach jest cała gama
ludzkich cech i emocji. Ta powieść tworzy miejsce, w którym chciałoby się żyć.
Mieć takich przyjaciół jak Lien i Maciek, mieć takich sąsiadów jak Anita i
Aniela. Mieć wokół siebie ludzi, którzy na pozór nieprzyjaźni przy bliższym
poznaniu stają się Twoimi przyjaciółmi. Czy czytając książkę, można bohaterce
czegoś zazdrościć? Można, ja Emilii zazdroszczę Topczyc, kto by nie chciał mieć
takiego azylu daleko za miastem, który pachnie szczęściem i dziecięcymi
wspomnieniami? Zazdroszczę jej przyjaciół, dla których ona jest rodziną, a oni
balsamem. Emilii Karskiej zazdroszczę odwagi, energii i poczucia humoru.
„Chwała meksykańskim zakonnicom”, to właśnie „nienazwane »coś więcej«”. Ciepła pełna humoru i emocji powieść o tym, jak, to co na pozór wydaję się nam odpowiadać, staje się naszą kulą u nogi, naszym wyimaginowanym światem, którego sztucznie chcemy się trzymać. A czasem, czasem wystarczy jedna chwila, jedna spontaniczna decyzja, by życie zaprosiło do tańca i pokazało swoje najpiękniejsze strony. Najmniej zaplanowane chwile przynoszą nie tylko najpiękniejsze wspomnienia, ale również odsłaniają przed nami drogę, naszą życiową drogę, którą możemy podążać, jeśli tylko podejmiemy odpowiednią decyzję.
Dla mnie ta książka, to życiowy przewodnik, do którego z
pewnością wrócę nie raz by i w swoim życiu odnaleźć coś więcej.
„[…] a ciemny napój z gorącego kotła zaczął swoją wędrówkę. Pulsującą żyła główną lawa czekoladowa ściekała do przegrody międzyprzedsionkowej, a potem, kropla po kropli, przedsionkiem do komory. Tam, w centrum serca, rozpływała się i zastygała, tworząc coś. To coś zapiekało się jak ser na tostach i był to ten rodzaj zastygnięcia, którego nie sposób odkleić ani zeskrobać. Raz rozlane stapia się z tkanką na zawsze”.
Dziękuję Pani Basi i Wydawnictwu za możliwość zrecenzowania książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz